Szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken ostrzega, że w najbliższych dniach może dojść do ataku Rosji na Ukrainę. Jak mówił na forum ONZ – wbrew deklaracjom – Moskwa nie zmniejszyła ilości żołnierzy, a obecnie na granicy z Ukrainą przebywa około 150 tysięcy wojskowych.
Zdaniem ministra Blinkena, Rosja tylko czeka na pretekst, by rozpocząć walki: “Rosja chce stworzyć pretekst do ataku. Może to być sfabrykowany terrorystyczny atak bombowy w Rosji, rzekome odkrycie masowego grobu, domniemany atak drona na cywilów lub fałszywy, a nawet prawdziwy atak chemiczny. Władze w Rosji uznają to za czystki etniczne bądź ludobójstwo. W ostatnich dniach w rosyjskich mediach już pojawiają się tego typu fałszywe informacje, co ma zwiększyć oburzenie społeczne i stworzyć usprawiedliwienie dla wojny.”
Amerykański sekretarz stanu mówi, że po sfabrykowanym pretekście do walk ma dojść do inwazji, która może objąć także Kijów: “Najwyższe rangą władzą Rosji teatralnie zwołają sztaby kryzysowe w sprawie rzekomego kryzysu. Wydadzą komunikat, w którym napiszą, że Rosja musi odpowiedzieć na ataki, by bronić swoich obywateli lub etnicznych Rosjan na Ukrainie. Potem nastąpiłby atak na Ukrainę. Na cały kraj spadną rosyjskie rakiety i bomby. Łączność będzie uszkodzona,a cyberataki zablokują kluczowe ukraińskie instytucje. Później czołgi i żołnierze wjadą do kluczowych celów, które są już uwzględnione w rosyjskich planach. Według nas,wśród tych celów jest stolica kraju – Kijów – zamieszkany przez 2,8 miliona osób.”
Jak podaje Ukraina, tylko dziś wspierane przez Rosję oddziały niemal 30 razy ostrzeliwały z artylerii miejscowości położone w obwodach donieckim i ługańskim, czy rejonach należących do Ukrainy, ale od czasu inwazji w 2014 roku kontrolowanych przez Moskwę.
(IAR)